środa, 4 lutego 2015

Fotografia jedenasta.

Dni nad jeziorem wyglądają codziennie tak samo. Codziennie wstaję budzona promieniami słońca, przedzierającego się przez uporczywie długą firankę z którą walczę od wielu lat
Codziennie chwytam koc z łóżka i powolnym krokiem udaję się w kierunku kuchni ziewając przynajmniej trzy razy. Całuję w policzek stojącą przy kuchence mamę i zabieram jej kubek z gorącą kawą, po kilku dniach przyzwyczaiła się do tego, że nie zdoła ukryć parującej ambrozji. Z pełnym wyposażeniem opuszczam dom i prosto z ganku wchodzę na piach, rozkładam koc, na którym minutę później leży pomięta piżama. Wbiegam do wody i przepływam z dnia na dzień coraz większą odległość jeziora, przekonując samą siebie, że gdybyś tu był to byłbyś codziennie ze mnie dumny. Nigdy nie dawałeś za wygraną, właśnie tego mnie nauczyłeś.
Potem rzucam się na piach i pozwalam by słońce wysysało ze mnie wodę, by wysysało moje ciało, a razem z ciałem resztki uczuć, które staram się stłumić w sobie.
Leżę tak cały dzień, nie odzywam się do nikogo i nikt nie odzywa się do mnie, no może oprócz Kłosa dzwoniącego z osiem razy dziennie.
-Jadłaś coś?-słyszę męski głos w słuchawce.
-Nie. Przyjedź i mnie nakarm-odpowiadam nie ukrywając mojej irytacji.
-Wiesz, że byłbym w stanie to zrobić-śmieje się.
-Przestań traktować mnie jak dziecko, Karol-krzyczę, rozłączając się. Rzucam telefon w bok, mając nadzieje, że zakopie się gdzieś głęboko pod piach, żebym nie mogła go znaleźć. Ba, nawet nie próbowałabym szukać. Mrużę delikatnie oczy i wyciągam rękę do słońca, delikatnie wykręcając ją w przeróżnych kierunkach. Śmieję się pod nosem.
Bo czyż to nie śmieszne? Z pełnej energii dziewczyny, która nie potrafi w spokoju wysiedzieć pięciu minut, którą ciężko było zatrzymać w jednym miejscu, stałam się osobą całkiem inną. Nie mam na nic ochoty, nigdzie nie chcę iść, nie chcę nic robić, rozmawiać. Chcę być sama, mogłabym całe życie przeleżeć na tym kocu doprowadzając się do jeszcze większej czerwoności o ile to tylko możliwe. A kto mnie do tego stanu doprowadził? Ty. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie powinnam nigdy zwalać winy na kogoś innego, że wszystko jest tylko i wyłącznie moją decyzją. Ale przyznaj gdybyś nie pojawił się w moim życiu, gdybyś nie zawrócił mi w głowie, gdybyś nie pozwolił mi bym cię kochała to wszystko potoczyłoby się całkiem inaczej. To, że sama doprowadziłam się do ruiny nie oznacza, że powodem tego nie byłeś ty.
-Mam wódkę, ciasto i lody. Co chcesz na początku?-śmieje się moja mama wyrywając mnie z rozmyśleń. Wzrusza ramionami gdy patrzę na nią zdezorientowanym wzrokiem i ocieram łzy z policzków.-No co?-pyta.-Już piąty dzień leżysz tutaj sama, przyszłam ci potowarzyszyć.
-A co jeśli powiem, że nie chcę towarzystwa?
-Wtedy odpowiem, że ściemniasz. Bo chcesz towarzystwa, ale nie mojego-mówi poważnie zakładając okulary przeciwsłoneczne na nos i układając się obok mnie.
-Mamo...-jęczę.-Mówiłam, że nie chcę o nim rozmawiać.
-Myślisz, że leżąc tu i cały czas myśląc o Wojtku będzie lepiej niż pogadasz o tym ze mną?-parska śmiechem.-Boziu, kto urodził takiego frajera.
-W takim razie co mam zrobić, pani dobra rado?-opieram się na jednym ramieniu i spoglądam na twarz mojej mamy domyślając się, że nie wyjdzie z tego nic dobrego.
-Wykąpać się, ładnie ubrać, pojechać do miasta i odwiedzić starych wakacyjnych znajomych. Ewentualnie zadzwonić do niego-krztuszę się właśnie przełykanym ciastkiem.
-Że co?-wypowiadam prawie bezgłośnie-Co mam mu powiedzieć? Chyba jesteś śmieszna.Ty nigdy nie zadzwoniłaś do ojca-wstaję i udaje się w kierunku domu.-Wybieram tą pierwszą opcję. Jadę do miasta-krzyczę, zanim zatrzaskują się za mną drzwi. Co ta kobieta sobie myślała każąc mi zadzwonić? Przecież nie zadzwoniłabym do niego i nie spytała jaka jest teraz pogoda w Bełchatowie. To już skończony etap. On ma swoje życie, a ja swoje przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie mija sporo czasu i pojawiam się w mieście. Jest piekielnie gorąco i nie mam bladego pojęcia po co tu przyjeżdżałam. Ach! Już wiem, przecież nie mogę leżeć kolejny dzień i nic nie robić. Zostawiam auto w pobliżu rynku i udaję się na niewielki spacer. Do lodziarni i z powrotem. W sumie nie mam najmniejszej ochoty na lody, dlatego zmieniam ten deser w ogromny kubek czarnej kawy. Spokojnie zbliżam się do auta gdy ktoś mocno szarpie mnie za rękę i przytula.
-Paula!-słyszę troszkę drażniący piskliwy głos mojej starej koleżanki.-Jak ja cię dawno widziałam! Cholernie się zmieniłaś.

-Ty również, Aniu-uśmiecham się coraz mocniej przytulając blondynkę. Muszę przyznać, że nie jest już tą samą dziewczyną co kiedyś. Stała się naprawdę wspaniałą kobietą. Rozmowa klei nam się coraz bardziej i z momentu na moment czuję, że jest coraz dalej od końca. Dochodzę do wniosku, że bardzo się za nią stęskniłam, nie widziałyśmy się w końcu cztery lata.
-Muszę przyznać, że Bełchatów chyba ci posłużył-mówi, gdy lądujemy w naszym ulubionym barze.-No może dość o mnie. Opowiadaj teraz Pauluś co u ciebie. Nie szykuje ci się może małżeństwo?-zabija mnie pytaniem. Była jedną z pierwszych osób, która dowiedziała się o moim związku z tobą, ale zarz po tym nasz kontakt się urwał. Przecież od czterech lat wydarzyć mogło się tak wiele. Jednak Anka to Anka, wiecznie uśmiechnięta optymistka, obalająca na każdym kroku wszystkie mity o blondynkach.
-Nie jesteśmy już razem-rzucam oschle.
-Przykro mi, byliście rewelacyjną parą-mówi, łapiąc mnie za rękę.-Patrząc na was myślałam, że jest to już ten jedyny. Był całkiem inny niż wszyscy, byłaś dla niego całym światem.
-Widzisz, problem polega w tym, że ja też tak myślałam-mówię półgłosem i czuję jak koleżanka ociera kciukiem jedną łzę z policzka.-A nie powinnam tak myśleć.
-Nie mów tak-karci mnie i zamawia wódkę.-Muszę cię tylko o czymś uprzedzić-spoglądam na nią, dając jej do zrozumienia, żeby mówiła. Chyba nic mnie już nie zaskoczy.-On tutaj jest, przyjechał jak co roku do Starych Jabłonek na plażówkę.
-Mnie to już nic nie zdziwi-unoszę jeden kącik ust ku górze marszcząc swoją koszulkę.
-I dlatego nie wiedziałam, że jesteście razem. Spotkałam go wczoraj i byłam dziś pewna, że przyjechaliście razem.
-Nie, Aniu ja tu przyjechałam za namową mamy i chyba w takim razie powinnam wrócić do Bełchatowa.
-Zanim to zrobisz to się chociaż ze mną upij-śmieje się, a ja patrzę na nią zdziwiona.-No co? Od czterech miesięcy jestem mężatką i od czterech miesięcy mam tego dość.
-To może dobrze, że ja się w to nie wpakowałam-parskam i chwytam kieliszek w dłoń, by z czasem pojawiało się ich coraz więcej w moim ciele. Nie mam pojęcia czym się kieruję. Może tym, że tu jesteś, a może tym, że muszę odreagować, a tym razem mam towarzysza do picia. Do mojej krwi uderza coraz więcej alkoholu i staję się coraz śmielsza. Muszę przyznać, że już dawno nie chodziłam po głównej ulicy tego małego miasteczka i nie zakłócałam mieszkańcom snu swoim beznadziejnym wykonaniem polskich przebojów. Ale to wcale mnie nie obchodzi, a wiesz dlaczego? Dlatego, że mnie jutro już tu nie będzie, dlatego że tutaj mnie nie zobaczysz.


***
Kurcze, już chyba zapomniałam jak do Was pisać.
Na wstępie chcę się cieplutko przywitać i liczę na to, że nie zapomniałyście jeszcze tej historii.
Jeśli nie, to liczę na to, że mnie zrozumiecie, bo chyba każdy wie co to szkoła c:
A teraz co do rozdziału... Mamy i jeziora, mamy i Paulę.
Tak po cichu mówię, że niedługo będziemy się tu żegnać, gdyż zobaczymy się tylko jeszcze dwa razy, a tymczasem zostawiam tu rozdział do waszej dyspozycji.
Całuję ♥
Vein.




7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. No witam słońce:*
      Ja tam się zgadzam z radą mamy, że powinnam zadzwonić do niego. Zwyzwać go. Zmieszać z błotem. Będzie lepiej.
      Coś mi mówi, że oni gdzieś na siebie wpadną. Masz mi zaraz wszystko wyśpiewać Vein!

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłam, ale w sumie tym rozdziałem mi wszystko wynagrodziłaś. Zgadzam się za równo z radą mamy jak i koleżanki u góry, że powinna zadzwonić do Wojtka i wygarnąć mu wszystko. Może wtedy, by wreszcie dotarło do niego jak bardzo ją zranił. Jednak czuje, że w najbliższej przyszłości nadarzy się do tego okazja, ale nie będę gdybać, po prostu czekam na następny.
    Ściskam bardzo mocno. A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Legenda mówi, że 80% dzieci powtarza związkowe błędy rodziców. Nie no weź wchodzisz sobie tak na salony z nowym smutnym rozdziałem, a pod spodem piszesz, że za raz będzie koniec. Ukatrupie cie skarbie. Tak dawno tego nie czytałam i wiesz co nawet może stęskniłam się za twoimi wypocinami. Mimo tego fajnie, że paula spotkała swoją dawną koleżankę i mogła się upic choć jak wiadomo alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów ;( liczę na szybką konfrontację z Wojtkiem, przeprosiny i może jakiś niegrzeczny koniec 8) no to ten nara vein

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie kończ jeszcze.
    Proooszę.
    Niech oni się pogodzą.
    Co ten Wojtek ćwiczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia kołem się toczy chciałoby się rzec jeśli chodzi o historię Pauli i Wojtka oraz jej rodziców. Dzieci niestety często nieświadomie powielają błędy rodzicieli i tak jak oni nie wychodzą na tym dobrze. Z jednym wyjątkiem. W tej sprawie jeszcze nie ma nic zakończonego. Paula ma absolutnie wszystko w swoich rękach. Rozmowa to najlepsze lekarstwo na wszelkie zło, nawet to największe. Wojtek w moich oczach stracił wiele, ale Paula za bardzo go kocha bym nie popierała kroku jaki poleca jej matka. Konfrontacja wydaje się być tylko kwestią czasu, skoro on jest w tym samym miejscu, co i Paula to nieuniknione.



    Ściskam ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. ta historia jest piękna, naprawdę... całkowicie mną poruszyła, szkoda, że już się kończy!
    Chciałabym pisać jak Ty! Swoją drogą, nie znalazłaś gdzieś ostatnio jakiejś weny? Być może to moja, chętnie przyjmę jakąkolwiek :D
    Coś czuję, że oni się jeszcze spotkają... ;>

    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń