sobota, 28 lutego 2015

Fotografia dwunasta.

-Co robisz?-pyta moja mama patrząc na mnie zdezorientowanym wzrokiem.
-Pakuję się-odpowiadam jak najbardziej opanowanym głosem, chociaż w środku kipię ze złości, do tego moja głowa każdego dnia coraz bardziej pęka z bólu.
-O piątej nad ranem?-pyta stając przed ścianą i blokując mi dostęp do moich rzeczy.
-Mogłabyś się przesunąć? Za trzydzieści minut mam pociąg do Łodzi, nie chciałabym się spóźnić-odpowiadam próbując ją wyminąć.-Wiesz, że tutaj przyjechał?
-Nie możesz przed nim uciekać całe życie-mówi.-Wiem, że tu jest.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?-pytam przecierając jedną łzę spływającą po moim policzku. Nie jest to odpowiednia rozmowa o odpowiednich osobach w odpowiednim czasie. Nie powinna w ogóle się wydarzyć, tak samo jak mój przyjazd nad jezioro. Nie mogę uwierzyć, że znów okazałam się taka głupia. Nie mogę uwierzyć, że znów jesteś obok, gdy staram się o tobie zapomnieć.
-Nie powiedziałam ci, bo wiedziałam, że tak będzie lepiej-parskam pod nosem wrzucając niedbale rzeczy do torby.
-Jak długo wiedziałaś?-pytam.
-Rozmawiałam z nim, właściwie to przyjechał tutaj tylko dla ciebie-mówi marszcząc powyciągany, siwy sweter.-Obydwoje to wszystko zorganizowaliśmy. Wojtek chce z tobą porozmawiać.
-Nie wierzę-rzucam bardziej do siebie i przeczesuję włosy dłonią z krzywym uśmiechem na twarzy.-Nie wierzę, że mogłaś mnie tak oszukać i upokorzyć-podnoszę głos.-Ufałam ci! Otworzyłam się przed tobą. Wierzyłam, że jesteś przy mnie i mnie rozumiesz, a ty najzwyczajniej w świecie mnie oszukałaś!
-Zrobiłam to dla twojego, a raczej waszego dobra. Nie mogłam już dłużej znieść tego, jak bardzo cierpisz-szepcze.
-Dlatego poleciałaś do niego i opowiedziałaś mu pewnie jak bardzo mnie zranił? Zrobiłaś ze mnie pośmiewisko! Nie potrzebuję litości. Ani Wojtka, ani twojej-krzyczę i nie reagując na żadne gesty i słowa mojej matki, wybiegam z domu zarzucając torbę na plecy i rzucając ciche "pieprz się". Nie mogę uwierzyć, że to właśnie moja rodzicielka wpadła na tak głupi pomysł. Nie mogę uwierzyć, że mnie oszukała. Nie powiedziała mi o tobie, nie powiedziała, że miała z tobą jakikolwiek kontakt? Jestem ciekawa jak długo spiskowaliście przeciwko mnie. Miesiąc, dwa, a może pół roku? Zawsze miałeś z nią dobry kontakt, ba rewelacyjny. To ty w głównej mierze dbałeś o nasze kontakty z moją rodziną. Mówiłeś, że zazdrościsz mi takiej mamy, takiej ciepłej, wyrozumiałej. Jak to kiedyś powiedziałeś mam matkę na pełen etat. Lecz to teraz nie ma najmniejszego znaczenia, dokładnie tak samo jak to, że po raz kolejny czuję się jak śmieć, jak nikomu nie potrzebny wyrzutek. Czuję się oszukana i to nie tylko przez ciebie. 
Nie obchodzi mnie deszcz, przez który przedzieram się w kierunku peronu. Nie ma dla mnie znaczenia moje przemoczone ubranie. Nie interesują mnie miliony urywających się telefonów. Nie zawracam sobie głowy skierowanym w moją stroną tępym wzrokiem ludzi schowanych pod parasolami. Mam ochotę stanąć pośrodku ich wszystkich i zacząć krzyczeć, tak przeraźliwie, jak jeszcze nikt nigdy nie krzyczał z miłości.
Mimo tego siadam na mokrej ławce i zaciskam wargi dusząc się łzami, bądź deszczem. W tym momencie nie wiem którego jest więcej.
Wyciągam telefon z kieszeni i bawię się w zabawę "Ile razy się rozłączę, zanim zwariuję". Blokuję wszystkie połączenia od matki, od siostry, od Karola i Oli. Usuwam po kolei wszystkie wiadomości, śmiejąc się pod nosem z ich treści: "Martwimy się" "Nic ci nie jest?" "Odbierz ten telefon, bo cię uduszę".
Tak, najwięcej jest ich od Karola, co jest oczywiste. Wcale bym się nie zdziwiła, jakby za chwilę usiadł obok mnie, ale nie mam ochoty nawet na rozmowę z nim. Nie chcę rozmawiać z nikim, szczególnie z tobą. Do tej pory nie potrafię pojąć sensu tej całej szopki i chyba nie będę w stanie tego zrobić. Co sobie myślałeś? Ulituję się nad moją byłą. Lub wiem, jeszcze lepiej: Porozmawiam, zrobię z niej kolejny raz idiotkę i będę miał się z czego śmiać. Mam ochotę na ciebie nakrzyczeć, zwyzywać cię od najgorszych ludzi na świecie, kończąc na zwinięciu się w kłębek i oddaniu się przeraźliwemu bólowi głowy, jak każdego dnia. Czy mógłbyś chociaż raz dostrzec co ze mną zrobiłeś? Nie. A wiesz dlaczego? Dlatego, że nie ma cię obok. Powinieneś mieć zakaz rozkochiwania w sobie dziewcząt, albo to ja powinnam mieć zakaz zakochania się w tobie. Wolałabym to drugie.
Wolałabym nie mieć wspomnień, wolałabym cię nie kochać, co jest tak przeraźliwie niemożliwe. Pierwszy raz słyszę, że człowiek nie chce kochać, lecz wątpię czy w tym stanie można mnie nazwać człowiekiem. Raczej jego niewielkim skrawkiem.

-Nie mogę patrzeć jak kobieta płacze-odwracam głos w kierunku głębokiego męskiego głosu i dostrzegam chusteczki higieniczne przy swoim ramieniu.
-Dziękuję-szepczę i chwytam jedną w dłoń wycierając swoje oczy i opróżniając nos. Zgniatam chusteczkę w dłoni i przyglądam się mężczyźnie. Jest koło sześćdziesiątki i ma niewielkie zmarszczki na twarzy i lekko siwiejące już włosami.
-Czasem się zastanawiam, gdzie podziała się ta wrażliwość wśród młodszych pokoleń. Dlaczego nikt nie podejdzie do płaczącej kobiety?-uśmiecha się ciepło, co odwzajemniam.-Stało się coś?-pyta, chwytając mnie za rękę i powoduje, że czuję się lepiej.
-Nic wielkiego-odpowiadam starając się wymusić jeszcze większy uśmiech, co chyba niezbyt mi wychodzi, gdyż mój rozmówca marszczy brwi i przygląda mi się dokładniej znad okularów.
-Jeśli jesteś w ciąży, to nie masz nad czym płakać-stwierdza, a ja parskam śmiechem.-Prawdę mówię. Moja żona tak płakała trzydzieści siedem lat temu, zacząłem się śmiać, a ona mi oznajmiła, że będziemy mieć dziecko. Eh, magiczne lata. Co prawda wyśmiałem ją, a ona pogoniła mnie wałkiem, ale potem jej wytłumaczyłem, że powinna się cieszyć.

-Nie jestem w ciąży-mówię rozbawiona sytuacją.
-W takim razie nie mam pojęcia, kto aż tak skrzywdził tak piękną kobietę-składa parasol i udaje się w kierunku pociągu. Dokładnie w tym samym kierunku powinnam udać się ja. Spoglądam mimowolnie w stronę wyjścia ze stacji, jakbym zaraz miała cię tam ujrzeć. Nie dziwię się, kiedy widzę pustkę. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo bym chciała byś był obok i jak bardzo nie chcę żebyś teraz się tu pojawił. Chyba zdecydowanie zwariowałam.
-Czasami piękne kobiety krzywdzą same siebie-podsumowuję cichym szeptem i wchodząc do wagonu pociągu jeszcze raz odwracam się za siebie szukając jakiegokolwiek ukojenia. Nie nadchodzi od kilku miesięcy, więc dlaczego miało by nadejść akurat dzisiaj? 

Udaję się do odpowiedniego przedziału i zajmuję jedno z wolnych miejsc. Usadawiam się wygodnie w fotelu i mrużę oczy. Podróż mija mi na wsłuchiwaniu się w charakterystyczny stukot pociągu i piskliwy głos małego chłopczyka, upominanego stukrotnie przez mamę, za to, że korzysta z dzieciństwa i wystawia język przez okno.
Moja podróż mija zaskakująco szybko, bądź już całkowicie tracę poczucie czasu. Przecież każdy mój dzień jest taki sam. Każdy dzień bez ciebie, nawet nie wydaje się dniem. Nie ma już słonecznych poranków o zapachu czarnej kawy zmieszanej z wonią twoich perfum. Nie ma drugiego śniadania gdzieś w drodze z hali do domu z myślą, żeby znaleźć się jak najszybciej w twoich ramionach. Nie ma przypalonych południ wypełnionych wygodą twoich kolan i miękkością pocałunków. Nie ma niecierpliwych popołudni. Nie ma wieczorów dwójki szczęśliwych osób ukrytych pod ciepłym kocem, mówiących sobie z tą samą, dziecięcą radością w głosie o spędzonym dniu.
Zamiast tego są szare wspomnienia cisnące łzy do oczu. Są dnie wypełnione tęsknotą, często sięgającą aż do rozrywającego ciało bólu.
Na ziemię sprowadza mnie trzeszczący zamek w drzwiach mojego bełchatowskiego mieszkania. Przekręcam dwukrotnie zamek i natychmiast pozbywam się mokrych ubrań, rzucając je w kąt niewielkiej łazienki. Wchodzę pod prysznic i pozwalam by gorące strumienie wody otuliły moje wykończone ciało. Opieram się o ścianę i przymykam oczy. Pochylam głowę, głęboko oddychając. Tak, tego mi potrzeba. Potrzebuję oddechu, bo każda myśl o tobie powoduje, że się duszę.
Po dłuższej chwili opuszczam zaparowaną kabinę i dokładnie wycieram swoje ciało. Zakładam bieliznę, a na nią krótkie spodenki i twoją bluzę wygrzebaną gdzieś z samego dna łazienkowej szafki. Związuję niedbale włosy i zakładam za ucho jak zwykle niesforny kosmyk włosów. Spoglądam w lustro i jedyne co zauważam, to ogromne worki pod oczami oraz bladą cera. Opuszczam pomieszczenie zostawiając za sobą mokre ślady na podłodze. Zaparzam gorącą herbaty i wędruję w kierunku kanapy. Rzucam telefon pod poduszkę. Przykrywam się kocem i leżę. Mija godzina, dwie, a może trzy, gdy czuję potrzebę otworzenia jeszcze jednej rzeczy. Niewielkie pudełko spod kanapy, na pierwszy rzut oka całkiem niewinne. Otwieram je i wysypuję na ławę przed sobą mnóstwo fotografii.
Podarty album, leżący gdzieś pośród śmieci nie był jedyną pamiątką po nas. Ja też mam swoje zdjęcia. Szkoda, że nie obejrzymy ich już razem. Zamykam oczy i palcami wodzę po blacie.
-Pierwsza pusta fotografia-szpecę i kręcę zdjęciem w dłoniach. Pusta będzie jak nic na niej nie zauważysz, Paula-dodaję w myślach i otwieram oczy. Na pierwszy rzut oka całująca się para, na drugi rzut oka ty i ja. Coś we mnie pęka, zaczynam drżeć. Przypominam sobie, kiedy zrobiłeś to zdjęcie. Włochy, poprzednie wakacje.-To tylko pusta fotografia, nic ważnego-mówię sama do siebie usprawiedliwiając się. Odkładam zdjęcie, a mój wzrok przykuwa inne włoskie wspomnienie. Chwytam kartkę w dłonie. Ja i ty rano w hotelowym łóżku. Przykryci po same twarze kołdrą, roześmiani, zakochani. Odwracam zdjęcie i czytam zapisany przez ciebie cytat:


"-A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? Co wtedy?
-Nic wielkiego. Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika."

Ku mojemu zdziwieniu z moich oczu nie wydobywa się żadna łza, chociaż mam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, które z wrzaskiem podbiega do mamy, gdy ktoś wyrywa mu ukochaną zabawkę. Niewątpliwie, jesteś moim ukochanym, ale nie jesteś zabawką. Potrafiłeś wyrwać się sam i spowodować, że nie mam nawet do kogo uciec. Zwykle uciekałam do ciebie, uciekałam do twoich ramion i szeptu zapewniającego mnie, że już wszystko będzie dobrze.
Chwytam kolejną fotografię i widzę jak stoisz na niej cały w śniegu i cały zmarznięty, a zza ciebie wyłania się moja postać z twarzą pełną śniegu. To zdjęcie robił nam Karol. To zdjęcie, ten spacer, ta bitwa miała miejsce w Warszawie i w ogóle nie obchodziły całą naszą bandę wścibskie wzroki ludzi dookoła nas. Biegaliśmy jak poparzeni i rzucaliśmy się w którymś z parków śnieżkami nie zwracając uwagi na karcące zdania rzucane przez obcych ludzi.  

"Przyjaciel to ktoś, kto daje ci totalną swobodę bycia sobą."

Czytam i odkładam zdjęcia. Staram się oszukiwać samą siebie, że nie wywiera to na mnie żadnego wrażenia, na próżno. Czwarta fotografia, piąta, szósta, siódma, piętnasta, sześćdziesiąta trzecia... Liczę wszystkie zdjęcia i tak upływa mi popołudnie i znaczna część wieczoru, gdy po moim mieszkaniu rozchodzi się cichy dźwięk dzwonka do drzwi.
Szybkim ruchem ręki wrzucam zdjęcia ze stołu do pudełka, po czym kopię je pod łóżko. Wstaję i udaję się w kierunku drzwi. Chwilę waham się czy otwierać, czy udawać, że mnie po prostu nie ma.
-Co ty tu robisz?-pytam, kiedy uchylam drzwi za którymi stoisz. Nonszalancko opierasz się o framugę i przyglądasz mi się tym swoim charakterystycznym rozbawionym wzrokiem. Moje serce zaczyna mocniej bić, a na czoło występują kropelki potu. Nerwowo staram zakryć dłońmi twoją bluzę.
-Powinniśmy porozmawiać-mówisz i wykonujesz jeden krok w moim kierunku, gdy nieświadomie chowam się za drzwiami.
-To nie jest dobry pomysł, Wojtek-opowiadam drżącym głosem.-Ostatnio wyraziłeś się dość jasno.
-Ostatnim razem byłem idiotą-rzucasz przytrzymując drzwi dłonią.-Daj mi tylko kilka minut, wszystko wyjaśnię i wyjdę kiedy będziesz chciała.-Ulegam i wpuszczam cię do środka, zastanawiając się czy można jeszcze bardziej cierpieć. Zastanawiam się dlaczego po raz kolejny przyszedłeś by zamieszać w moim życiu. Mało cię satysfakcjonuje moje cierpienie?-Przede wszystkim przyszedłem przeprosić.
-A masz za co?-pytam i kieruję się do kuchni. Wskazuję ruchem głowy na krzesło w kuchni, ale odmawiasz. Wolisz opierać się o ścianę i przypatrywać się mi jak siedzę na kuchennym blacie.
-Za to, że tak bardzo cię zraniłem.
-Nie zraniłeś-odpowiadam za szybko, co okazuje się zbyt czytelnym kłamstwem. Przenoszę swój wzrok na okno pozwalając mu by tam pozostał przez całą rozmowę. Nerwowo marszczę skrawek twojej bluzy i macham nogami.
-Każdego wieczoru, kiedy tylko jestem w Bełchatowie, siedzę w aucie pod twoim blokiem i patrzę się na twoje okna-przełykasz nerwowo ślinę.-Czasami przychodzę pod twoje drzwi i waham się czy zapukać. W sumie nie mam pojęcia co bym powiedział, gdybyś otworzyła-zastanawiam się czy rzucić się w tej chwili na ciebie z wściekłości, czy po prostu cię przytulić i zapomnieć o tym co było. Nie, nie mogę być miękka, nie teraz.-Tak naprawdę ogromnie za tobą tęsknię, a nasze rozstanie było najgorszą decyzją w moim życiu-wyznajesz, gdy po moim policzku spływa jedna pojedyncza łza. Podchodzisz bliżej i ocierasz ją kciukiem.-Przestań przeze mnie płakać. Nie jest warto-szepczesz cicho wprost do mojego ucha.-Tak bardzo cię kocham, że nie mam pojęcia co zrobić, żebyś mi wybaczyła? Rozumiesz? Nie potrafię bez ciebie żyć, jestem wrakiem. Codziennie myślę o tobie, co robisz, gdzie jesteś, z kim rozmawiasz, a potem mam ochotę się tak solidnie pieprznąć za to, że pozwoliłem kolejny dzień płakać kobiecie mojego życia i to na dodatek przeze mnie. Nie mogę bez ciebie normalnie oddychać-delikatnie dotykasz mojego podbródka i spoglądasz głęboko w moje zapłakane oczy. Cała drżę i nerwowo poruszam gałkami ocznymi, byleby tylko uciec od twojego spojrzenia.-Proszę powiedz coś-mówisz również drżąc. Po twoim policzku także spływa pojedyncza łza. Mam ochotę przytulić się i zatopić się w twoich miękkich ustach mówiąc, że już wszystko dobrze, ale to nie następuje.-Dlaczego nawet na mnie nie spojrzysz?-pytasz rozczarowany i odchodzisz trzaskając drzwiami.
-Dlatego, że każde twoje spojrzenie mogłoby zmienić moje zdanie-mówię sama do siebie i czuję, że popełniłam kolejny błąd w swoim życiu.

***
Paula jest głupia, Tyle w tym temacie!
Rozdział pisał się mozolnie, ale nie z powodu braku weny, ale czasu. Jakaś nowość!
Teraz może się wydarzyć dosłownie wszystko.
Jestem ciekawa czy któraś z Was okaże się dobrym detektywem.
Mam nadzieję, że wszystko wynagradza Wam długość.
Niedługo widzimy się ostatni raz (sama w to nie wierzę i nie chcę).
Całuję ♥
Vein




3 komentarze:

  1. Znalazłam twojego bloga przypadkowo, ale lubię takie przypadki ;33
    Mam nadzieję, że Paula będzie z Wojtkiem, oboje popełniają błędy, ale przecież nie ma ludzi idealnych :)
    Czekam na epilog ;33
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie:
    milosc-jak-wino.blogspot.com
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, Wojtek mocno skrzywdził Paulę i wcale jej się nie dziwię, że zareagowała tak, a nie inaczej, chociaż serce kazało się rzucić w jego ramiona i nigdy ich nie opuszczać. Jej mama może nie powinna tak spiskować za jej plecami, ale zrobiła to dlatego, że nie mogła patrzeć dłużej na jej cierpienie, a Paula być może po jakimś czasie to doceni, rodzice są już tak zaprogramowani, że chcą dla nas jak najlepiej, czasem wbrew nam samym. Szczerze mówiąc nie wiem czego mam się spodziewać po tym epilogu. Chciałabym żeby Paula była szczęśliwa, a czy to będzie z Wojtkiem czy nie, to się już okaże.


    Ściskam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Paula nie jest głupia. Paula jest za bardzo zraniona i doświadczona przez życie, dlatego jej postępowanie często jest dla nas niezrozumiałe. Jak dla mnie to Wojtek jest głupi. Na tyle głupi żeby zostawić tak cudowną kobietę, kobietę swojego życia. Na tyle głupi, aby tak strasznie ją zranić. Myślę jednak, ze coś w nim drgnęło i wreszcie zrozumiał to wszystko. Nie wiem czy będą razem czy nie. Nie wiem jak zakończy się ta historia. Jedyne czego chce, to to, aby Paula wreszcie była szczęśliwa. Całuje. A.

    OdpowiedzUsuń