niedziela, 16 listopada 2014

Fotografia dziewiąta.

-Gotowa?-pyta Karol mijając znak drogowy informujący, że właśnie znaleźliśmy się w Warszawie. Odpowiadam mu tylko cichym mruknięciem, nie odwracając głowy od okna. Nigdy nie lubiłam podróżować, jeździć samochodem, przemieszczać się, a szczególnie nie lubiłam gdy ktoś mnie do tego zmuszał. Zawsze wolałam zostać w domu, pod kocem i z herbatą w dłoni, tak było najlepiej i najspokojniej. Kiedyś uwielbiałam wszystkie wycieczki, podróże, czułam tą ekscytację. A teraz? Teraz stałam się ludzkim odzwierciedleniem leniwego kocura, który schodzi z gorącego pieca tylko po to, żeby się najeść i dalej móc spać. Właściwie do tego ostatnio ograniczało się moje, życie. Życie, w którym aktualnie nie ma żadnego większego sensu, życie które kolejny raz jest porozrzucane po podłodze i niemożliwe do ułożenia w normalną całość.
Z czasem zaczynają pojawiać się coraz większe i wyższe budynki, które Kłos stara się omijać szerokim łukiem. Mimo, że wychowaliśmy się w bloku to oboje nie byliśmy zwolennikami ogromnych miast. Po kilkunastu dobrych minutach znajdujemy się przed niewielkim murowanym domem należącym do mojej mamy i siostry. Opuszczam dość spory samochód i udaję się w kierunku bagażnika.
-Poradzę sobie-odzywam się po raz pierwszy dzisiejszego wieczora, a raczej nocy, do swojego przyjaciela, który chce chwycić moją torbę. Przerzucam ją przez ramie, nie ukrywając swojego niezadowolenia z powodu wspaniałego pomysłu siatkarza. Maszeruję za mną ze spuszczoną głową, dopóki nie napotykamy mojej mamy, stojącej w przedpokoju. Omijam ją, nie zwracając uwagi na ich słowa bardzo szybko znajduję się w swoim niewielkim pokoju. 
 Niemal natychmiast rzucam się na łóżko, pozbawiając się prawie wszystkich części garderoby. Wtulam się w ogromną poduszkę i pozwalam by zapach rodzinnego domu przywołał kilka tych dobrych wspomnień. Zamykam oczy, lecz słyszę skrzypnięcie otwieranych drzwi, lekko unoszę jedną powiekę i widzę postać Dominiki, przygląda mi się chwilę i znika, potem nie pamiętam już nic, bo pierwszy raz od dawna normalnie zasypiam i tym razem nie śnią mi się żadne koszmary. Nie śni mi się nic, nawet ty, chociaż okropnie za tobą tęsknię i nie ma sekundy, bym o tobie nie myślała.
Budzę się dość wcześnie rano i kierowana cudownym zapachem zbiegam jak najszybciej po schodach. Jak burza wpadam do kuchni i przytulam mamę stojącą przy kuchni.
-Kocham cię-mówię i całuję ją w policzek, równocześnie chwytając w palce gorącego jeszcze naleśnika. Moja rodzicielka odwraca się do mnie, i uśmiecha nucąc jak zwykle spokojną melodię pod nosem. Dołączam się do niej i zdaję sobie sprawę, że kieruje mną potrzeba miłości, takiej prostej, najzwyklejszej miłości. A gdzie jest więcej tego uczucia niż w rodzinie? Nigdzie. Gdzie, niezależnie od tego w jakiej sytuacji się znajdziesz i niezależnie jak bardzo zachowasz się się jak świnia przyjmą cię z otwartymi ramionami, pocieszą lub pomilczą dając ukojenie? W domu, w tym pełnym emocji domu. I zauważam, że pomysł Karola nie był głupi. Przywożąc mnie tutaj zdawał sobie sprawę, bardziej niż ja, że tego właśnie mi potrzeba, a teraz bezczelnie się do mnie uśmiecha znad stołu, udowadniając mi swoją rację.
-Dzień dobry-mówi podsuwając mi talerz pełen przysmaków.
-Dzień dobry-odpowiadam i pytam, za ile wyjeżdża. Osoba obserwująca to z boku, mogłaby stwierdzić, że go wyganiam, ale on wie, że tak nie jest, wie że pytam z ciekawości, że nie jestem tak zła jak wczoraj i naprawdę się nim interesuję.
-Za jakieś dwie, trzy godzinki-stwierdza patrząc na zegarek wiszący na ścianie.
-Bardzo po drodze ci było do Spały przez Warszawę-śmieje się moja siostra wchodząc do pomieszczenia.
-On po prostu jest zbyt opiekuńczy-staram się go zmrozić wzrokiem, lecz nie bardzo mi wychodzi, bo przede wszystkim Karol jest straszliwie uparty.
-Czasami zastanawiam się, kto cię Paula bardziej wychował. Ja czy Kłos.-stwierdza mama, a reszta śniadania mija nam bardzo spokojnie i leniwie, jak zawsze w tym domu i w tej kuchni. Często wydawało mi się, że jestem całkiem inna od mojej rodziny. Nie zawsze pasowałam, miałam całkiem inne cechy charakteru. Byłam zbyt porywcza i energiczna. Byłam inna od wszystkich. Dlatego, potrafiłam znikać na kilka godzin z domu, dlatego mało rozmawiałam z domownikami, dlatego większość życia spędziłam z przyjacielem. Zawdzięczam mu ogromnie wiele i wiele zawdzięczam też mojej mamie, bo wiem jak było jej samej trudno mnie wychować. Ona zawsze widziała we mnie swojego męża, zawsze sprawiałam jej tym ból i zdałam sobie z tego sprawę zdecydowanie za późno, gdy nasze relacje powoli dosięgały dnia. Lecz mimo wszystko kocham ją, a ona kocha mnie.
Po śniadaniu udaję się na górę i doprowadzam do lekkiego porządku. Chwytam koc w dłonie, ponieważ pogoda dziś nie rozpieszcza i zaparzam sobie herbatę. Biorę ją w drugą dłoń i opuszczam niewielki dom. Udaję się na huśtawkę na której potrafiłam spędzać godziny i wpatrzyłam się jak zwykle w niebo.
Uwielbialiśmy siedzieć tutaj przytuleni do siebie i wpatrywać się w płynące nad nami chmury. Uwielbiałeś tu przyjeżdżać, zabierać mnie do mojego domu. Starałeś się, by kontakty z moją rodziną były jak najlepsze, a ja ci na to pozwalałam. Moja mama była tobą oczarowana, byłeś dla niej ideałem chłopca, jakiego mogła wymarzyć dla swojej córki, lecz byłeś też moim ideałem, pomimo tylu wad, które kochałam i akceptowałam. Pamiętam jak powiedziałeś mi, że kiedyś też będziemy mieć taki dom, że za kilkanaście lat dalej będziemy huśtać się na własnej huśtawce. Ale to były tylko puste słowa. Nie wybudujemy domu, nie wybudowaliśmy siebie. Przecież nie da się stworzyć czegoś bez fundamentów, lecz mi przez te kilka lat złudnie wydawało się, że posiadamy ten fundament, złudnie. Ostatnio zaczęłam zastanawiać się kim tak naprawdę jestem, kogo stworzyłeś. Bo niewątpliwie, nie jestem już tą samą Paulą. Jestem nikim, pustą istotą z garstką porozbijanych uczuć w środku i ogromnym uzależnieniem. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie powinnam iść do jakiegoś lekarza od głowy. Czy to normalne, że kocha się kogoś doprowadzając się do autodestrukcji? Czy to normalne, że kocham cię do bólu? Co takiego mi zrobiłeś, jak doprowadziłeś mnie do takiego stanu, jak bardzo pomogłam ci doprowadzić mnie do takiego stanu? 
-Jak się czujesz?-pyta się blondynka, wyrywając mnie z mojej głowy i powodując, że z mojego gardła wydobywa się ciche piśnięcie.
-Normalnie-odpowiadam i biorę łyk zimnej już herbaty.
-To widać, że ciągle o nim myślisz, naprawdę-mówi i spogląda mi w oczy. Jesteśmy tak różne, tak inne, a mimo wszystko ona jest w stanie czytać ze mnie jak z otwartej księgi.
-Nie myślę-odwracam wzrok, a mój głos drży.
-Paula zrozum on nie był chyba dla ciebie-stara się poklepać mnie po ramieniu, ale ja odpycham jej dłoń.
-Tak?-pytam.-To dlaczego czułam się przy nim cudownie? Dlaczego działał na mnie jak nikt inny? Dla czego jest dla mnie najważniejszą osobą? Dlaczego nie potrafię o nim zapomnieć?-krzyczałam.-Może ty mi to powiesz, bo ja już nic z tego nie rozumiem. Nie potrafię się poukładać-dodaję szeptem i ocieram swoje mokre policzki.
-Twoje uczucia, a jego zachowanie do dwie różne rzeczy, zrozum.
-Tak? To dlaczego nie powiecie wprost jego imienia i nazwiska, tylko mówicie na niego "on" jakby to miało zmniejszyć mój ból?! To tak nie działa Dominika-mówię czując, że za chwilę nie wytrzymam. Nie chcę zostawać tu dłużej, nie chcę być w swojej własnej głowie. Chcę się tego wszystkiego pozbyć i to robię.
-Dlaczego nie powiecie mi wprost, że kocham Wojtka Włodarczyka, że spędziłam z nim cudowne lata swojego życia i że zranił mnie i rani codziennie od nowa, ja dalej kocham go jak idiotka i nie potrafię o nim zapomnieć.


***
Kochane.
Witam po dłuższej przerwie. Moja nieobecność nie była spowodowana brakiem weny, bo takowa właśnie była, lecz brakiem czasu.
Znalazłam troszkę więcej i jestem.
Wreszcie zdradziłam wam postać bohatera, chociaż chciałam was pomęczyć do epilogu.
Część osób się domyślała, część nie.
Powoli zaczynamy finiszować? 
Całuję
Vein.



7 komentarzy:

  1. Karol jest cudowny. Amen.
    W końcu dowiedzieliśmy się kim jest główny bohater! :3 Mimo że wiedziałam od początku, nie mogłam się doczekać aż go ujawnisz. Mam nadzieję, ze w następnej czesci Paula spotka się z Wojtkiem i z nim porozmawia i wszystko będzie tak jak dawniej. Musi być. <3
    Całuję, Gabi :*

    OdpowiedzUsuń
  2. A niektórzy wiedzieli od początku!
    Dajcie mi takiego Karola. Naprawdę potrzebuję teraz takiego Karola.
    Popieram Gabi, że mają się spotkać i porozmawiać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej mogę na święta zażyczyć sobie takiego Karola? Szczerze to bardzo, by mi się przydał. Rozdział jak zwykle cudowny, przeczytany jednym tchem.
    Od początku wahałam się między Włodim a Wroną i coś czułam, że będzie to Włodi. Powtórzę to już 1652465128374 raz: Jesteś wielka i masz ogromny talent! Z niecierpliwością czekam na następny.
    PS Mam nadzieje, że wreszcie dojdzie do konfrontacji z Wojtkiem i wszystko się jakoś poukłada, a ja będę mogła płakać ze szczęścia czytają to.

    OdpowiedzUsuń
  4. Karol to absolutny skarb, chyba się powtarzam? A nas potrzymałaś w niepewności, jak też się okazało moje wątpliwości co do Wrony były uzasadnione! ha! Paula ma rację, trzeba nazywać rzeczy i ludzi po imieniu. Wojtek zachował się jak cholerny kretyn i nie ma dla niego absolutnie żadnego usprawiedliwienia. Ale Paula go za bardzo kocha by żyć bez niego, więc niech się spotkają, szczera rozmowa zawsze jest dobrym rozwiązaniem. Popieram moje przedmówczynie! ;)


    Ściskam ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie bez wymuszonych łez i przerysowanego bólu.
    Ktoś w końcu musiał wymówić to nazwisko. Zaczynało się już prawie jak w Harrym Potterze, ''sam wiesz kto'' ''facet, którego imienia nie można wymawiać''.
    Życie Pauli skłania się ku normalności i chwała za to. Nie wiem co masz dalej w planach, ale jak to popsujesz to cię walnę. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  6. To teraz się zacznie, Wojtek nie dał o sobie zapomnieć, nie stał się nic nieznaczącym elementem z przeszłości, o którym trzeba zapomnieć lub ukryć głęboko i wspominać bardzo rzadko. Przyjaźń w takich momentach jest siłą, która ciągnie w górę. Tak samo jest w tym przypadku. Gdyby nie on... Było by jeszcze gorzej.
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  7. http://paczaizm.pl/content/wp-content/uploads/zdziwienie.gif
    To ja przez pierwsze 15 minut po przeczytaniu tego rozdziału. Serio. Siedziałam tak i musiałam kilka razy przeczytać ostatnie zdania, żeby uwierzyć. No podejrzewałabym każdego. KAŻDEGO tylko nie Wojtka. Teraz mi smutno.. Bo taka dupa straszna tu z niego. :/ I nie wiem co napisać... Dziś nadrabiam wszelkie zaległości. I z ogromnej radości z dzidziusia Karolka i Gaji to przechodzę w taki smutek...
    Ale zrobisz tak, że Paula jeszcze będzie szczęśliwa, prawda? Musi być. :(
    Czekam z utęsknieniem na więcej. :*
    Ściskam i pozdrawiam. <3

    Anggie.

    OdpowiedzUsuń