Leżę, tak po prostu leżę. Nie przeszkadza mi twarda podłoga, nie o niej teraz myślę. Przymykam oczy, by wyobrazić sobie twoją twarz. Widzę ją milimetr po milimetrze. Idealne włosy, idealne oczy w których zawsze kryła się ta drobna iskra-to ona nadawała im sensu, idealny nos, który marszczyłeś zawsze, gdy śmiałam się bez powodu i nie mogłam się uspokoić, idealne, roześmiane usta, których smak znam tak dokładnie jak żaden inny. Wyciągam palec ku górze, a potem dłoń i już chcę cię dotknąć, ale się rozpływasz. Nie ma cię przy mnie, mam ochotę krzyczeć. Jesteś tylko w mojej głowie, nie mogę się uspokoić. Jestem tu sama, całkiem sama z papierosowym dymem w większości pomieszczeń. Zaczynam cicho szlochać. Jedna łza, druga, trzecia... Przestaję je liczyć, gdy całe mieszkanie wypełnia mój donośny płacz i krzyk.
-Kocham cię-drę się i tylko czekam, aż któryś z sąsiadów przyjdzie mnie upomnieć.- Idiotka- karcę się, nie mogę cię kochać, nie mogę. To mnie zabija. Brak ciebie wykańcza mnie wewnętrznie. Mój odwyk mi nie pomaga.
Widzisz co ze mną robisz? Nie widzisz. Jestem ciekawa czy jeszcze o mnie pamiętasz, czy może tak po prostu pozbyłeś się tych czterech lat ze swojej głowy. Zawsze łatwo o wszystkim zapominałeś.
Powoli się opanowuję, ale nie mam pojęcia na jak długo. Już tylko ciągam nosem i raz na jakiś czas z mojego oka popłynie jedna kropla słonej wody, która powinna się stać moim ulubionym napojem. Próbuję się podnieść, lecz grawitacja mi tego nie ułatwia. Z hukiem ląduje na drewnianych deskach. Po kolejnej powolnej próbie siadam, potem staram się uklęknąć, by wreszcie stanąć na nogach. Pochylam się i sięgam po moją ulubioną niebiesko-białą paczkę papierosów. "Palenia zabija" ? Ty bardziej-myślę.
Wyciągam jednego i wkładam do ust. Świństwo. Chwytam zapalniczkę, ale odkładam ją na ławę, kiedy słyszę dźwięk swojego telefonu. Zastanawia mnie, który z moich czterech kontaktów się do mnie dobija. Mama, siostra, trener, czy nasz przyjaciel? Straciłam większość osób dla ciebie, straciłam prawie wszystko co miałam.
Telefon cichnie, gdy jestem już obok niego, ale zaraz rozbrzmiewa ponownie raniąc moje uszy. Na ekranie widzę roześmianą twarz swojego przyjaciela. Delikatnie dotykam zieloną słuchawkę i pociągam nosem, przykładam urządzenie do ucha i mówię:
-Witam Karolku.
-A dzieńdoberek-słyszę męski głos.
-Mamy wieczór-spostrzegam.-Gratuluję zwycięstwa, rozgnietliście ich.
-Dziękuję. Wiesz... Jest tak sprawa, bo-słyszę w jego głosie niepewność- dzisiaj świętujemy u mnie, może byś wpadła? W końcu znamy się od piaskownicy.
-Dobrze wiesz, że będę tam komuś przeszkadzać.
-Jeśli tak, to ta osoba wyleci z hukiem za drzwi-mówi stanowczo. Czuję, że zaraz się popłaczę. -Jest kretynem.
-Bawcie-i wtedy załamuje mi się głos.- Się dobrze-kończę zapłakana i natychmiast się rozłączam.
Osuwam się po ścianie i chowam twarz między kolana. Rzucam telefonem, nawet nie wiedząc gdzie. Obraził cię, twój przyjaciel. Wiem, że byłby w stanie zrobić to, co mi powiedział. Wtedy znienawidziłbyś mnie jeszcze bardziej.
Odczuwam nagłą ochotę upicia się. Podnoszę się kolejny raz z ziemi i wędruje do kuchni. Otwieram szafkę i wyjmuję z niej butelkę półsłodkiego wina, którego nazwy nie jestem w stanie wymówić.
Było naszym ulubionym, czyż nie? Lubiliśmy czasami troszeczkę go posmakować. To właśnie z tym trunkiem i bukietem śnieżnobiałych róż przyszedłeś po raz pierwszy do mojego mieszkania. Pamiętasz? Gdzieś jeszcze powinnam mieć zasuszone płatki. Może w którymś z kryminałów, albo jakimś polskim starociu.
Do tej dziewczyny, też przychodzisz z tym winem? Teraz ją próbujesz oczarować.
Sięgam po kieliszek i przechylam nad nim butelkę. Ochodzę na krok, a po chwili szkło roztrzaskuje się na idealnie białych płytkach, tuż obok mojej lewej stopy. Czuję drobne pieczenie i wyjmuję sobie szkła z nogi. Znad kostki zaczyna mi wypływać krew, a chwilę później cała podłoga robi się czerwona. W powietrzu unosi się woń rozlanego wina i metalicznej krwi. W ciszy sprzątam bałagan.
Opuszczam kuchnię i kieruję się do sypialni. Zataczam się i żeby nie upaść opieram się dłonią o ścianę na korytarzu. Kładę swoją dłoń na klamce po raz pierwszy od trzech, może czterech miesięcy. Od kiedy odszedłeś, byłam tam tylko dwa razy. Po raz pierwszy, zabierałam najpotrzebniejsze rzeczy, po raz drugi, chowałam tam wszystko co po tobie zostało. Świecę lampkę przy oknie i siadam na łóżku, na którym powinnam spać. Ciągle jest zaścielone. Nic się tu nie zmieniło, może tylko przybyła ogromna warstwa kurzu.
Sięgam pod łóżko i drżącymi dłońmi wysuwam kartonowe pudło. Zaczynam płakać, wiem co tam jest. Twoje rzeczy. Powoli zdejmuję wieko i pozwalam moim oczom na drobną chwilę nadziei. Nie mając pojęcia co robię, wyciągam ze środka twoją bluzę, która została w mojej pralce. Na dnie znajduję twoje perfumy, których zapach natychmiast roznosi się po miękkim materiale i całym pomieszczeniu. Już po chwili czuję ciebie, twoje ciepło. Przesuwam zamek pod samą szyję i rozkoszuję się tym momentem, ale to musi kiedyś się skończyć. Nie lepiej było by się łudzić?
W pudełku zostały już tylko dwie rzeczy świadczące o twojej obecności w moim życiu. Delikatnie wyjmuję srebrną bransoletkę, którą nosiłam przez te wszystkie lata. Jest taka mała, taka krucha. Akcentuje ją niewielki brylancik, który połyskuje, gdy tylko napotka znikomą ilość światła. Cały czas ściskam ją w dłoni. Powiedziałeś, że gdy ją zobaczyłeś pomyślałeś o mnie. Za każdym razem szeptałeś mi, że jestem dokładnie taka sama jak ona. Dopiero teraz to zauważam.
Nigdy nie będę miała na to ochoty, lecz czuję, że teraz jest ten odpowiedni czas. Teraz, gdy moja noga i prześcieradło są już całe czerwone, gdy siedzę zapłakana w czarnej bluzie z łańcuszkiem pomiędzy palcami. Wyjmuję ostatnią już rzecz, jest to album. To właśnie rzuciłeś naszego ostatniego wieczora w moją stronę. Schowałam go tu nie mając odwagi, żeby przynajmniej spojrzeć na pierwszą stronę. Dopiero teraz to robię. Przerzucam idealnie białą kartkę i napotykam znajome mi pismo. Niewielkie i proste, jakby było odmierzane od linijki. Każda litera wydaje się zaakcentowana, choć nie mam nawet pojęcia czym. Czytam.
-Kocham cię-drę się i tylko czekam, aż któryś z sąsiadów przyjdzie mnie upomnieć.- Idiotka- karcę się, nie mogę cię kochać, nie mogę. To mnie zabija. Brak ciebie wykańcza mnie wewnętrznie. Mój odwyk mi nie pomaga.
Widzisz co ze mną robisz? Nie widzisz. Jestem ciekawa czy jeszcze o mnie pamiętasz, czy może tak po prostu pozbyłeś się tych czterech lat ze swojej głowy. Zawsze łatwo o wszystkim zapominałeś.
Powoli się opanowuję, ale nie mam pojęcia na jak długo. Już tylko ciągam nosem i raz na jakiś czas z mojego oka popłynie jedna kropla słonej wody, która powinna się stać moim ulubionym napojem. Próbuję się podnieść, lecz grawitacja mi tego nie ułatwia. Z hukiem ląduje na drewnianych deskach. Po kolejnej powolnej próbie siadam, potem staram się uklęknąć, by wreszcie stanąć na nogach. Pochylam się i sięgam po moją ulubioną niebiesko-białą paczkę papierosów. "Palenia zabija" ? Ty bardziej-myślę.
Wyciągam jednego i wkładam do ust. Świństwo. Chwytam zapalniczkę, ale odkładam ją na ławę, kiedy słyszę dźwięk swojego telefonu. Zastanawia mnie, który z moich czterech kontaktów się do mnie dobija. Mama, siostra, trener, czy nasz przyjaciel? Straciłam większość osób dla ciebie, straciłam prawie wszystko co miałam.
Telefon cichnie, gdy jestem już obok niego, ale zaraz rozbrzmiewa ponownie raniąc moje uszy. Na ekranie widzę roześmianą twarz swojego przyjaciela. Delikatnie dotykam zieloną słuchawkę i pociągam nosem, przykładam urządzenie do ucha i mówię:
-Witam Karolku.
-A dzieńdoberek-słyszę męski głos.
-Mamy wieczór-spostrzegam.-Gratuluję zwycięstwa, rozgnietliście ich.
-Dziękuję. Wiesz... Jest tak sprawa, bo-słyszę w jego głosie niepewność- dzisiaj świętujemy u mnie, może byś wpadła? W końcu znamy się od piaskownicy.
-Dobrze wiesz, że będę tam komuś przeszkadzać.
-Jeśli tak, to ta osoba wyleci z hukiem za drzwi-mówi stanowczo. Czuję, że zaraz się popłaczę. -Jest kretynem.
-Bawcie-i wtedy załamuje mi się głos.- Się dobrze-kończę zapłakana i natychmiast się rozłączam.
Osuwam się po ścianie i chowam twarz między kolana. Rzucam telefonem, nawet nie wiedząc gdzie. Obraził cię, twój przyjaciel. Wiem, że byłby w stanie zrobić to, co mi powiedział. Wtedy znienawidziłbyś mnie jeszcze bardziej.
Odczuwam nagłą ochotę upicia się. Podnoszę się kolejny raz z ziemi i wędruje do kuchni. Otwieram szafkę i wyjmuję z niej butelkę półsłodkiego wina, którego nazwy nie jestem w stanie wymówić.
Było naszym ulubionym, czyż nie? Lubiliśmy czasami troszeczkę go posmakować. To właśnie z tym trunkiem i bukietem śnieżnobiałych róż przyszedłeś po raz pierwszy do mojego mieszkania. Pamiętasz? Gdzieś jeszcze powinnam mieć zasuszone płatki. Może w którymś z kryminałów, albo jakimś polskim starociu.
Do tej dziewczyny, też przychodzisz z tym winem? Teraz ją próbujesz oczarować.
Sięgam po kieliszek i przechylam nad nim butelkę. Ochodzę na krok, a po chwili szkło roztrzaskuje się na idealnie białych płytkach, tuż obok mojej lewej stopy. Czuję drobne pieczenie i wyjmuję sobie szkła z nogi. Znad kostki zaczyna mi wypływać krew, a chwilę później cała podłoga robi się czerwona. W powietrzu unosi się woń rozlanego wina i metalicznej krwi. W ciszy sprzątam bałagan.
Opuszczam kuchnię i kieruję się do sypialni. Zataczam się i żeby nie upaść opieram się dłonią o ścianę na korytarzu. Kładę swoją dłoń na klamce po raz pierwszy od trzech, może czterech miesięcy. Od kiedy odszedłeś, byłam tam tylko dwa razy. Po raz pierwszy, zabierałam najpotrzebniejsze rzeczy, po raz drugi, chowałam tam wszystko co po tobie zostało. Świecę lampkę przy oknie i siadam na łóżku, na którym powinnam spać. Ciągle jest zaścielone. Nic się tu nie zmieniło, może tylko przybyła ogromna warstwa kurzu.
Sięgam pod łóżko i drżącymi dłońmi wysuwam kartonowe pudło. Zaczynam płakać, wiem co tam jest. Twoje rzeczy. Powoli zdejmuję wieko i pozwalam moim oczom na drobną chwilę nadziei. Nie mając pojęcia co robię, wyciągam ze środka twoją bluzę, która została w mojej pralce. Na dnie znajduję twoje perfumy, których zapach natychmiast roznosi się po miękkim materiale i całym pomieszczeniu. Już po chwili czuję ciebie, twoje ciepło. Przesuwam zamek pod samą szyję i rozkoszuję się tym momentem, ale to musi kiedyś się skończyć. Nie lepiej było by się łudzić?
W pudełku zostały już tylko dwie rzeczy świadczące o twojej obecności w moim życiu. Delikatnie wyjmuję srebrną bransoletkę, którą nosiłam przez te wszystkie lata. Jest taka mała, taka krucha. Akcentuje ją niewielki brylancik, który połyskuje, gdy tylko napotka znikomą ilość światła. Cały czas ściskam ją w dłoni. Powiedziałeś, że gdy ją zobaczyłeś pomyślałeś o mnie. Za każdym razem szeptałeś mi, że jestem dokładnie taka sama jak ona. Dopiero teraz to zauważam.
Nigdy nie będę miała na to ochoty, lecz czuję, że teraz jest ten odpowiedni czas. Teraz, gdy moja noga i prześcieradło są już całe czerwone, gdy siedzę zapłakana w czarnej bluzie z łańcuszkiem pomiędzy palcami. Wyjmuję ostatnią już rzecz, jest to album. To właśnie rzuciłeś naszego ostatniego wieczora w moją stronę. Schowałam go tu nie mając odwagi, żeby przynajmniej spojrzeć na pierwszą stronę. Dopiero teraz to robię. Przerzucam idealnie białą kartkę i napotykam znajome mi pismo. Niewielkie i proste, jakby było odmierzane od linijki. Każda litera wydaje się zaakcentowana, choć nie mam nawet pojęcia czym. Czytam.
Miało to być na naszą czwartą rocznicę, miało.
Więc tak to kończymy?
Zostaną ci po mnie puste fotografie.
Puste, bo n a s już teraz nie ma.
Więc tak to kończymy?
Zostaną ci po mnie puste fotografie.
Puste, bo n a s już teraz nie ma.
~Nie twój.
Nie powstrzymuję łez, niczego nie powstrzymuję. Przekręcam kolejną kartkę i widzę pierwsze puste zdjęcie. Stoję na hali Energia i całuję cię po wygranym meczu. Nic się wtedy nie liczyło, jedyne co nas powstrzymywało, to barierka pomiędzy tobą, a mną. Zamykam album i rzucam nim o ziemię. Szybko otwieram okno i wyrzucam bransoletkę. Niszczę ją, tak samo jak ty niszczysz mnie.
-Nienawidzę cię-krzyczę upadając na ciemne panele. Czy gdyby ktoś to widział, uznałby mnie za wariatkę?-Nienawidzę cię i kocham-szpecę krztusząc się łzami.
-Nienawidzę cię-krzyczę upadając na ciemne panele. Czy gdyby ktoś to widział, uznałby mnie za wariatkę?-Nienawidzę cię i kocham-szpecę krztusząc się łzami.
***
Zostawiam to do waszej dyspozycji.
Dziękuję tym, którzy musieli słuchać mnie i mojego narzekania.
Gabrielle, jesteś wielka, wiesz za co.
Dziękuję tym, którzy musieli słuchać mnie i mojego narzekania.
Gabrielle, jesteś wielka, wiesz za co.
Vein.
Już ci to pisałam, ale napiszę jeszcze raz. Cudowne, niesamowite, wspaniałe. <3 Kiedy to czytam wyłączam się totalnie z otaczającego mnie świata i skupiam się tylko na tym opowiadaniu. Mimo że wiem kim jest bohater, to wszystko i tak dla mnie jest owiane tajemnicą, którą mam ochotę rozszyfrować. Bardzo się cieszę, że to piszesz i pisz jak najdłużej, bo mimo iż jest to dopiero "pierwsza fotografia" to pokochałam to całą sobą. :)
OdpowiedzUsuńHah, wiem za co :3 Polecam się na przyszłość! c:
<3
OdpowiedzUsuńDo wszystkich, którzy będą myśleć, że głównym bohaterwm i powodem tylku łez Pauli jest Andrzej to... nic nie mówię bo Vein mnie zastrzeli. Jeśli chcecie jej słodzić za to na górze to przejmuję jedną trzecią komplementów, bo kazałam jej to napisać. Jest piękne, a moje oczy umiejscoione są chyba w mokrym miejscu. Kocham cie za to powiadanie, za bohaterów i za sbosób w jaki to piszesz, bo właśnie tak sobie to wszytsko wyobrażałam. :*
Usuń(Nie popadnij w samozachwyt leszczu)
Wydaje mi się, że płakałam razem z bohaterką. Powinnam napisać, że Cię nienawidzę, bo to wszystko jest ujęte tak idealnie, że aż za dobrze, masz za wielki talent i cię za to nienawidzę, ale jednocześnie uwielbiam, bo jest cudownie i smutno <3
OdpowiedzUsuńa do tego moja ulubiona piosenka.
Ściskam mocno:*
To przykre ze ona musi tak cierpiec. Jak faceci moga robic takie swinstwo kobietom? Czy nie wiedza, ze jestesmy od nich delikatniejsze i trudniej znosimy rozstania? Takiemu to albo urwalabym paznokcie przy samej du.. albo odplacila sie tym samym, aby zobaczyl jak to jest.
OdpowiedzUsuńA i jeszcze tak od siebie, prosze o wyjustowanie tekstu. Obawiam sie ze moje oczy moga nie wytrzymac kolejnej dawki wysrodkowanego tekstu, a szkoda by mi bylo, bo chcialabym dalej poczytac to opowiadanie.
Pozdrawiam, Jagoda :-)